poniedziałek, 24 grudnia 2012

poniedziałek, 17 grudnia 2012

Nowy początek

Choroba zmienia wiele. Doświadcza się naglej jasności widzenia. Nadchodzi wielka fala, która wszystko zmywa, która zabiera ze sobą zbędne drobiazgi, które łudziły i udawały, że są czymś ważnym, emocje, które były niepotrzebne, śmieci i zbędne przedmity, które uważaliśmy za potrzebne...
Doświadczenia z nią związane, odbijają się piętnem na całym naszym życiu, bo jak tu żyć normalnie i cieszyć sie wszystkim, jak przychodzą te momenty kiedy sobie przypominamy. Widzimy rany na naszym ciele, odczuwamy ten strach, który towarzyszył nam przez cały jej przebieg... Pewien psycholog powiedział mi kiedyś, że tak naprawde przetrwać leczenie to tylko połowa sukcesu, blizny, te widoczne się zagoją, gorzej z tym co pozostanie w nas. Powrót do zdrowia, a raczej do normalnego funkcjonowania to ta najtrudniejsza walka. Zżywamy się z chorobą jak kolwiek to zabrzmi, staje się ona jakąś odwieczna częścią nas samych.
Przechodzenie przez wszystkie trzy fazy - dowiadujesz się, że jesteś chory, walczysz i wygrywasz (jak narazie żadnej innj opcjii nie przewiduje), trwa prawie całe nasze życie. Strach przed nawrotem jest tak wielki, że potrafi paraliżowac. Nie wiemy co się dzieje, boimy się... Walka z tym ostatnim uczuciem, czasami wydaje mi się walką z wiatrakami i myśle, że nigdy nie wygram... Ale zawsze pojawia sie to światełko, ludzie, którzy Cię wspierają, nawet jak dowiaduja się po fakcie, bez nich nie przetrwa sie tych chwil i momentów. Możliwośc czucia tego, że jest na świecie ktoś kto o nas myśli i zawsze dla nas ma chwile i czas, jest całym sercem przy nas, mimo, że daleko to jednak zawsze czujesz jego(ich) obecność...

Walcze, cały czas, nie poddaje się brne do przodu, robie wszystko aby spełnić swoje marzenia, zmienić swoje życie i byc szczęśliwa.. Udaje mi się?Nie zawsze, ale już wiem jedno nigdy więcej się nie poddam i nie będę się bała poprosić o pomocną dłoń, nie będę twierdzic, że dam sobie rade sama - tak nie jest, jasne można próbowac - mi się udawało przez ponad rok. Raniłam przy tym osoby, które są mi najbliższe. Bycie Zosia samosią w tym przypadku, raczej mnie pogrążyło niż dodało sił, chociaż teraz znam swoje granice i wiem ile jestem w stanie znieść. Moja choroba była dla mnie momentem zwrotnym. Nauczyła mnie pokory i nawet jakbym miała możliwość cofnąc czas, nie chciałabym tego... Wiem, że może to zabrzmieć okrutnie, ale to ona tak naprawdę zrobiła ze mnie lepszego, mam nadzieję  człowieka...

Nie tylko ja zaczynam wszystkko od nowa, pewna kobieta, silna, niesamowicie silna psychicznie też walczy, co prawda nie z chorobą ale brnie do celu, do szczęścia i ma we mnie 100% wsparcie, jestem dla niej Tu i Teraz i ja wiem, że ona to wie, chciaz czasami ma gorszy dzień to wiem, że da rade i że wreszcie będzie dobrze...

I znowu muzycznie, jak dla mnie jeden z piękniejszych kobiecych głosów...


niedziela, 9 grudnia 2012

Dedykacja

Wieczór, niedziela, koniec weekendu, czas zastanawiania się co przyniesie kolejny tydzień, czym mnie zaskoczy...

Ostatnie 3 dni były na przemiennym pasmem złych i dobrych wiadomości, wiadomości, które zawirowały całym moim ułożonym planem... Pojawiły się nowe perspektywy, teraz stoi przede mną trudna decyzja podjęci jakiś konkretnych kroków - słuchać głosu serca czy rozumu??..
zawsze z tym miałam problem, decyzje podejmowałam, w większości przypadków spontanicznie, nie zastanawiając się dwa razy, nie powiem skutki nie były aż tak tragiczne, ale jednak niosły za sobą konsekwencje, których nie byłam w stanie,, mówiąc kolokwialnie, ogarnąć.
Teraz na stole leży wielka kartka papieru przedzielona na pół z ZA i PRZECIW. Ciężko jest spisywać wszystkie argumenty osobie, która jeszcze nigdy tego nie robiła. Przeraża mnie to, ale wiem, że teraz muszę podejść do życia naprawdę z solidnym zapasem energii na to co może się stać. Nie mogę popaść w marazm i zamknąć się na wszystko i wszystkich, nie po raz drugi. Muszę udowodnić sobie, że dojrzałam, że ostatnie dwa lata nie poszły na marne, że się czegoś nauczyłam i wcielę w życie mój nowy lepszy plan..

Perspektywy są ogromne i nie powiem, właściwie jedna lepsza od drugiej i obie wiążą się z przeprowadzką, jedna do odległego B. a druga do L... Jeszcze miesiąc temu bez zastanowienia wybrałbym B. Moje miasto! miejsce gdzie czułam się najlepiej, a teraz coraz bardziej myślę o mniejszym L. Dlaczego? Może dlatego, że zaczęła przerażać mnie anonimowość wielkich metropolii? Nie wiem, nie potrafię też tego dokładnie opisać... Kartka powoli zapełnia się, w piątek czeka mnie ciężka rozmowa, która może zawarzyć na mojej przyszłości... 

Tyle ciężkich tematów. Obiecałam kulinarny high light, niestety zawiódł mój ukochany pstrykacz - aparat mi się po prost zpsuł :( Kulinarna odsłona bloga, będzie musiała jeszcze troszkę poczekać..

Co do tytułu Dedykacja. Dzisiejszy wpis dedykuje osobie, która nauczyła mnie, że nieważne jak jest źle, ważne żeby wstać rano, uśmiechnąć się i powiedzieć sobie, nowy dzień i nowe wyzwania! Osobie, która otworzyła mi oczy, osobie dzięki której dojrzałam do tego kim chce być. Obiecała mi ona, jak już tylko będzie w stanie na tyle przyswoić język polski, że zacznie czytać bloga. P. to dla Ciebie :)

A muzycznie, dzisiaj kobiety..


środa, 5 grudnia 2012

Szczęście...

Czym jest szczęście? Jak można je zdefiniować? Dla mnie szczęściem jest móc się uśmiechać, niemyśleć o tym ilezłego się wydarzyło, tylko myśleć o tym ile dobrego może się jeszcze zdarzyć. Szczęśliwe są dni, gdzie bilans utraconych łez wynosi 0, gdzie mam to uczucie, że jestem właśnie Tu i Teraz i jest mi dobrze...

Szczęściem jest móc zrobić coś dla innych. Szczęśliwe są chwile gdzie zamykam oczy i wsłuchuje się w swoją ulubioną piosenkę, chwile gdzie są wokoło mnie ludzie, których kocham, i którzy sprawiają, że czuje się potrzebna i właśnie kochana..

Czy dzień dzisiejszych do takich należał? I tak i nie. Moja Joanna jednym zdanie sprawiła, że na mojej twarzy pojawił się uśmiech od ucha do ucha a na serduchu jakby zrobiło się cieplej, zresztą ona potrai wyczuć taki moment, gdzie coś jest nie tak, ale samo to że jest już jest dla mnie czymś szczególnym..
A dzień się nie skończył.. czytam sobie w między czasie komentarze, najważniejsi dla mnie ludziewspierają mnie, są ze mną tu i teraz, nie dosłownie, ale wiem, że myślami, i jestem szczęśliwa..

Również dzisiaj pierwszy raz od kilku tygodni usłyszałam znajomy głos w słuchawce i niestety otworzyła się rana, która próbuje się zagoić. Zabolało, ale nie dlatego,że była to nieprzyjemna rozmowa, tylko dlatego, że była to tylko rozmowa, kilka słów, i tak już prawdopodobnie pozostanie, a brakuje mi tego ciepła, dotyku i uczucia bezpieczeństwa..

Dosyć smutków, teraz siedzę sobie pod kocykiem z herbatką imbirową i laptopem na kolanach i myśle o tym co będę gotować.. wiem wiem obiecałam posta kulinarnego i go zrobię, jak wspomniałam jeszcze w tym tygodniu - w lodówce mam rukole, bresaole, parmezan...

a do posłuchania dzisiaj...


niedziela, 2 grudnia 2012

...

Strasznie lubię niedzielne wieczory. Błogie lenistwo i te ostatnie podmuchy weekendu,a u mnie się działo...
Spadł pierwszy śnieg a raczej coś co śnieg przez moment przypominało, nieważne liczy sie, że przez kilka chwil dachy były białe a na policzkach czuć było delikatne śnieżynki... Cudnie
W Niemczech  życie miasta odbywa sie na  Weihnachtsmarktach, a ten u nas w mieście na H. jest śliczny..
Lubię chodzić od stoiska do stoiska, oglądać te wszystkie wspaniałe wyroby świąteczne, jeść migdały w cukrze i popijać grzane wino. Lubię obserwować ludzi, którzy już popadli w zakupowe szaleństwo i wybierają prezenty, lubię oświetlone miasto po którym roznosi się zapach świąt...
Tak minęła mi sobota a dzisiaj książka i rozmyślanie nad pomysłem, który wczoraj narodził sie w głowie mojej D., hmmm, nie, nie narodził, pomysł już był dużo wcześniej ale wczoraj wszystko nagle było takie realne i na wyciągnięcie ręki..
Kulinarnie bez highlightów, ale obiecuje, że w tygodniu zaskocze wszystkich czymś pysznym :)

A na koniec tego leniwego wieczoru  on...

http://www.youtube.com/watch?v=NOZ7cr_UcB8&list=PLy7Rc-zSbV0DmGywGYU3Gi-Aew_kaeyGF&index=124