piątek, 14 listopada 2014

Czego chcemy? Czego oczekujemy od siebie, od innych, od otoczenia? Ja chcę szczęścia dla siebie i dla moich bliskich. Ktoś bardzo mądry kiedyś powiedział mi, że jak sami nie jesteśmy szczęśliwi to ciężko dawać nam to szczęście innym. Ja jestem tu i teraz. Otoczona bliskimi, kochanymi mi osobami. Mój dom, dom rodzinny z mnóstwem kwiatów, bibeletów, które ktoś inny uznałby za kompletnie niepotrzebne zbieracze kurzu, tutaj pasują, każdy ma swoje miejsce, czy to figurka sowy, czy pozłacany aniołek z makaronu, każdy ma swoją historię co czyni to miejsce, jedyne bezpieczne miejsce tak niesamowitym, tajemniczym, ciepłym...
Każda historia ma swój koniec, a może koniec jest początkiem czegoś innego, nowego? Na pewno... Zabieram ze sobą worek wspomnień, ciepło i spokój, radość i szczęście, wróce, wiem, że już niedługo wróce, chce, pragnę i potrzebuje tego aby ładować baterię na póżniej. Zabieram zakwas na domowy chleb, zioła pachnące łąką i uśmiech, bo wiem, że mogę. Płyty na nadchodzące zimowe wieczory i książki. Zabieram mój największy skarb, który na babcinej diecie z kropki przekształcil się w kulke. Zabieram miłość bliskich, zabieram spokuj i pewność, że kocham i jestem kochana...




czwartek, 11 września 2014

Od dawien dawna udało mi się wybrać do kina. Mała sala, wygodne lotnicze fotele i jabłkowe piwo w ręce, film może się zacząć...
Begin Again (lub jak piszą Niemcy Can a Song Save Your Life), romantyczna komedia muzyczna, z doskonałą śpiewającą Keira Knightley, Marciem Ruffalo i Adamem Levine. Już dawno żaden film nie zrobił na mnie tak pozytywnego wrażenia i sprawił, że z kina wyszłam cała uśmiechnięta i wręcz śpiewająca ! Nie będę tutaj streszczać czy pisać recenzjii, po prostu jak komuś źle, to gwarantuje, że po seansie będzie mu lepiej :)

Za sprawą Joanny rozpoczynam serie 1/30 - zdjęcia telefonem, oto moja dzisiejsza próba:



A na zachęte ścieżka z filmu:




Który kawałek najlepszy??

poniedziałek, 8 września 2014

Sto razy (albo i więcej) siadałam przed komputerem i próbowałąm napisać tego posta. Nie wspomne o tym ile gotowych czakałó tylko na to, żeby je opublikować, ale wszystkie były nie tego, teges. Czegoś im brakowało, albo miały czegośza dużo.. Ile osób tak właściwie chce czytać wynurzenia drugiej osoby? Cały czas zastanawia mnie czy pisanie o bardzo prywatnych sprawach, nie obnaża nas za bardzo? Jasne są ludzie, którzy w ten sposób dzielą się swoimi przemyśleniami i historiami, potrzebują anonimowych "słuchaczy" czy "psychologów", którzy okażą współczucie lub przemówiął nam do rozsądku, ale z drugiej strony jak nasze "wynurzenia" dotrął do powiedzmy 100 osób czy to nadal jest anonimowe? Przecież jakby na to nie patrzeć mówi sie, myśli i pisze o nas!
         Chciałam opisac wszystkie wydarzenia, które miały miejsce w przeciągu ostatniego roku, podzielić sie swoimi przemyśleniami, emocjami, napisać kilka mądrych słów, ale nie moge, albo i nie chce. Nie chce z tego bloga robić małej poradnii psychologicznej, raczej chce, żeby to była taka moja odskocznia od tego co mam w "realu".
 Takim kopniakiem dla mnie (pozytywnym kopniakiem,powinnam była użyć cudzysłowu) była nominacja od Joanny do wzięcia udziału w The Versatile Blogger Award i oto 7 faktów o mnie:
1.Lubię deszcz, jego zapach i dzwięk uderzających o parapet kropel, ale bez efektów specialnych czyli burzy, a zwłaszcza grzmotów.
2.Mieszkam w Niemczech, ale straszne tęsknie za swoim rodzinnym miastem.
3.Czasami zastanawiam się co by było gdyby... (wtedy właśnie potrzebuje "kopa", Joanno jak się widzimy a ja myśle o "wtedy" masz moje przyzwolenie na bicie ppo łapach).
4.Lubię wyjadać dynie, słonecznik i inne ziarna z bułek, po czym chować z powrotem do worka jakgdyby nigdy nic).
5.Uwielbiam wręcz słuchać głośno muzyki, tańczyć, skakać, wiem, że moja córciato też uwielbia, sąsiedzi może mniej:).
6.Starzeje się chyba.
7.Kuchia jest moim ulubionym pomieszczeniem w domu...





poniedziałek, 17 czerwca 2013

Ostatnio coraz wiecej czytam i informuje sie o minimalizmie, o ludziach, ktorzy porzadkuja swoja szafe, polki , mieszkanie i pozbywaja sie wszystkich niepotrzebnych rzeczy, rzeczy, ktore stoja sa nieuzywane, zbieraja kurz...
Porzadkujac mieszkanie robia rowniez porzadek w 'sobie'. Odcinaja sie od tego co bylo, wyrzucaja niepotrzebne wspomnienia, zaczynaja zyc tym co teraz i tym co bedzie a nie tym co bylo. Taka metamorfoza sprawia, ze czuja sie lepiej, sa czysci, mowia, ze po kilku 'turach porzadkowania' zaczynaja oddychac pelna piersia. Nie czuja sie osaczeni po przez wspomnienia i przedmioty. Ostatnio zastanawialam sie czy i ja tak potrafie. Probowalam ze wszystkich sil pozbyc sie kilku przedmiotow, ale nie moglam. Natychmiast przypominala mi sie historia zwiazana z ktoryms z nich i mimo, ze zaciskalam zeby i juz prawie bylam gotowo, zeby umiescic ten przedmiot w worku, nie moglam. Czy tak silne powiazanie z przeszloscia moze szkodzic w tym co teraz? TAK!!!
Ze wszad slysze, ze trzeba patrzec w przyszlosc, ale jak to zrobic nie majac jeszcze kompletnie zamknietych drzwi do przeszlosci?
Jak to mowia 'wielcy' - baby steps, malymi kroczkami, powolutku i nie wszystko naraz.
Na dzisiaj wyznaczylam sobie cel - wszystkie przeczytane gazety, katalogi, broszury - segregacja i do smieci. Jak kolwiek glupio i naiwnie to brzmi z zakupym kazdej gazety, ktora przechowuje wiaze sie jakas historia, jakis epizod.
Od rana w myslach zastanawiam sie czy dam rade. Dam? Musze! Czas naprawde isc do przodu i mimo, ze wiem, ze w zasadzie to idzie mi coraz lepiej na mojej dorodze do szczescia, to pojawiaja sie'dziury' w ktore wpadam. I z tej teraz tez juz sie wydostalam i przedemna prosta, na razie bez zakretow... :)





poniedziałek, 20 maja 2013

I znowu mamy poniedziałek. Weekend jak zwykle minął błyskawicznie. Pierwszy weekend od dłuższego czasu bez A. Jak szybko człowiek przyzwyczaja się do obecności drugiej osoby, jak ciężko jest spedzić i zaplanować sobie czas samemu, nie żebym tego nie umiała (długoooo sobie z tym bez problemu radziłam) ale tym razem było jakoś inaczej... Nie potrafie tego opisać, ale teakie dziwne uczucie pustki pojawiło się niespodziewanie i do teraz ciągle jakoś tkwi, chociaż wiem, że A. lada chwila otworzy drzwi i znowu będę mogła głęboko spojrzeć w jego błękitne oczy...

Samotność, chyba nie ma nic gorszego na świecie. Ludzie, którzy twierdzą, że lepiej im samym, mówią chyba tak tylko dlatego, żeby ukryć przed światem, to jak bardzo pragnął tej drugiej osoby obok siebie. Nie mówię tutaj o samotności i odizolowaniu się od innych, ale o takiej samotności duszy. Jasne, że mamy przyjaciół, rodzine ale mimo wszystko, każdy potrzebuje od czasu do czasu się do kogoś przytulić i usłyszeć, że będzie dobrze, poczuć się bezpiecznie w czyichś ramionach...
Mnie spotkało to szczęście, mam rodzine i właśnie takie ramiona, mam przyjaciół i czuje się bezpiecznie. Wiem jak znowu zdaży mi się spadać, jest ktoś kto mnie złapie...

A teraz siedzę z kieliszkiem czerwonego ( dla zdrowotności) i myśle. Myśle nad tym co był, co jest i co będzie. Nie chce za bardzo wybiegać w przyszłość, poniewaz nikt nie wie co stanie się jutro, ale już małe plany są... Chcę się uczyć!! W wieku prawie 30 lat postanowiłam spełnić swoje marzenie i wreszcie iść w kierunku w którym powinnam była iść od początku, ale wszystko ma swoje miejsce i czas. W końcu gdybym nie postąpiła właśnie tak jak postąpiłam prawdopodobnie nigdy nieznalazłabym się w tym miejscu gdzie teraz jestem. Pewnie zaoszczędziłabym sobie wiele upadków, ale to właśnie one sprawiły, że wiem co chce Tu i Teraz robić..

Więc wznosze toast za marzenia i za plany nie bójmy się...



Muzycznie, moje ostatnie odkrycie...

poniedziałek, 25 lutego 2013

Długo mnie nie było, doba za krótka a dni uciekają niesamowicie szybko...
Ostatnimi czasy  - jak to u mnie bywa- mnóstwo się działo. Na  przykład poprzedni weekend spędziłam w Bratysławie. Nie chce nikogo tutaj obrażać ale tak niesamowicie smutnego, szarego i nie boję się tego powiedzieć brzydkiego miasta, jeszcze chyba nigdy nie odwiedziłam, na szczęście w moim przypadku nie za bardzo liczyło się gdzie jestem ale z kim ... :)
Weekend się udał, niesamowicie udany koncert ( wielu mnie za to słowo chyba udusi, ale ie wiem jak to inaczej nazwać) Luka Fair - aż dziw, że tak niesamowicie niewiele osób było na miejscu - a bawiliśmy się do 5 rano.. :) Pyszne jedzenie (tutaj kolejna zbrodnia, ponieważ bardziej smakowało mi to Włoskie niż Słowackie), rewelacyjne wino - tym razem słowackie i słońce - tak weekend zaliczam do udanych, nawet jeżeli słynne Deutsche Bahn zawaliło na całego..:)

Ostatnio również świętowałam pierwszy raz od bardzooo dawna Walentynki - i kolejne miłe zaskoczenie, mężczyżni jednag słuchają kobiet.. Nowy flakonik perfum na półce i przepiękny bukiet kwiatów...

Oprócz tych miłych chwil, nie obyło się bez tych mniej przyjemnych, mam nadzieje, że stress związany ze starym mieszkaniem i całą przeprowadzką wreszcie się skończył a przestroga dla tych którzy planują wynająć mieszkanie w niemczech - czytajcie dokładnie umowy i wszystkie załączniki do nich!!!

Ostatni weekend upłynął na błogim lenistwie i odpoczynku od tego wszystkiego co się ostatnio działo, na gotowaniu, kinie i zachwycie nad kolejnym prezentem...

Nie lubię tego, nie lubię czuć się nie niezależna. Jak sobie coś upatrzę to lubię mieć satysfakcję jak uzbieram sobie pieniązki i sama sprawie sobie prezent, a tutaj i teraz jest odwrotnie...
Dostaąm coś za czym szalałam już jakieś ostatnie pół roku - zegarek, śliczny złoty zegarek, niesamowicie kobiecy ale z takim hmm jakby to nazwać powiedzmy męskim zadziorem, wzysadzany malutkimi kamieniami, cudo!!!!! i jest mój niespodziewany prezent. Po prostu ktoś chciał mi zrobić przyjemność i zrobił!! Zaskoczona do dzzisiaj patrze na niego i przypominam sobie ten moment:)

Jestem szczęśliwa, nadal a z dnia na dzień chyba nawet coraz bardziej. Śmieje się, cieszę, łatwiej rozwiązywać jest mi problemy, których niestety nadal nie brakuje,, ale jestem SZCZĘŚLIWA!!!!!!!

Co do weekendowego gotowania - zrobiłam Uchę - rosyjską zupę rybną:

-kupiłam 400 dg okonia
-dwie marchewki
-duża cebula
-koperek, pietruszka i szczypiorek - świeże
-szafran
-czosnek
-sól i pieprz

Ugotowalam najzwyklejszy bulion warzywny, zagotowałam i starłam na tarce 2 marchewki, cebulę pokroiłam i dodaałam do bulionu, zmniejszyłam ogień i na ostatnie 2 minuty gotowania dołożyłam ząbek czosnku (posiekany). Rybę oprószyłam szafranem, solą i pieprzem. Usmażyłam na oleju słonecznikowym. Przełożyłam na talerz zalałam zupą i posypałam świeżymi ziołami. Mniammmm

Spokojnego wieczoru wam życzę..:)

piątek, 8 lutego 2013

Dzisiaj krociutko. Jestem! Juz przeprowadzona, ciagle dochodze do siebie po najbardziej stresujacych dwoch tygodniach ostatnich miesiecy. Urzadzam sie, planuje, dekoruje, przymierzam sie do zakupy zaslon...
Nowy start, nowe zycie - mysle, ze smialo moge tak napisac, nowe wyzwania i nadzieje. Usmiech na twarzy, radosc w sercu -  tak chciec to moc!!!
Jestem szczesliwa, wiem, ze moge wszystko, trzeba tylko mocno nad tym pracowac... :)

Jest piatek, juz prawie 15, skorzystalam z chwilowej przerwy w pracy i postanowilam sie z wami przywitac po dluzszej przerwie. Po glowie krazy mnostwo myslii ale w tym momencie glowna to co dzisiaj na kolacje?
Mam kilka pomyslow i zobaczymy co wybiore - Joanno obiecuje przepis;) Plany na weekend tez sa, mam nadzieje, ze A. wyzdrowieje i bedziemy mogli je zrealizowac... :)

Juz wiem co ugotuje i ukladam wlasnie liste zakupow - glowny skladnik poledwica wieprzowa, szalwia i tymianek... juz mi smakuje...

Muzycznie narazie zaglebiam sie troszczke w innych niz zwykle dzwiekach, czytam duzo o hokeju i pruboje przynajmniej troszke zaznajomic sie z cyrylica - jak narazie efekty sa oplakane, ale bedzie lepiej...

Czytam Anne Karenine w jezyku sasiadow zza miedzi i ... jestem SZCZESLIWA...